Zapachowy orgazm czyli Yankee Candle

Jak wiecie lub nie uwielbiam świeczki. Duże, małe, okrągłe, kwadratowe - nieważne. Jestem jedną z tych osób, które mają bzika na punkcie pięknych zapachów. Odkąd pamiętam kupowałam różne świece i paliłam aż do skutku. Oczywiście spotykało się to z prośbami rodziny typu: "Proszę zgaś tę świecę bo pachnie w całym domu i głowa mnie już boli", ale odkąd wyprowadziłam się z domu to palę je non stop. Długo szukałam świec, które spełniłyby moje oczekiwania. Szukałam zapachu, który nie ulotniłby się po 15 minutach, był wydajny i co oczywiste piękny z wyglądu. Eksperymentowałam z wieloma firmami, aż pewnego dnia natknęłam się na Yankee Candle. W swojej ofercie mają ogromny wybór świec i akcesorii. Ponadto mają porady dla świeżaków, którzy pierwszy raz kupują u nich produkty. Jestem bardzo miło zaskoczona. Poszukałam informacji, poczytałam opinie i postanowiłam kupić pierwsze zapachy.

Jak wiadomo wybór pierwszych zapachów jest trudny, a jeszcze trudniejszy gdy kupujesz je online. Nie miałam możliwości powąchania każdej ze świec, więc musiałam sugerować się opiniami innych osób lub swoim "widzimisię". Nie chciałam kupować od razu któregoś ze słoi (duży, średni, mały) gdyż kupiony zapach mógł mi się nie spodobać i wtedy wyrzuciłabym pieniądze w błoto. Dlatego postanowiłam kupić woski. Są małe, niedrogie i można spokojnie wypróbować różne zapachy, aż znajdzie się swoje ulubione. Bez zastanowienia kupiłam dziesięć wosków i z niecierpliwością czekałam na dostawę. Gdy otworzyłam drzwi listonoszowi pierwsze co zauważyłam (a raczej poczułam) to piękne zapachy. Cała koperta po prostu pachniała, a ja już nie mogłam się doczekać aż ją otworzę i sprawdzę jak to wszystko wygląda.

Woski są małe, zafoliowane i każdy z nich posiada swoją etykietę. Na dodatek mają bardzo ładne kolory i cudownie wyglądają na półce/szafce lub innym miejscu. Z tego co wyczytywałam ich pojemność to 22g, a wydajność zapachu 8h. Bez namysłu postanowiłam wypróbować pierwszy wosk i tak padło na Lake Sunset.


Muszę przyznać, że zapach jest niesamowity. Jest to delikatny i przyjemny aromat. Jak podaje producent, wyczuwalne zapachy to: ozon, drewno i ananas. Mimo iż Lake Sunset jest zaliczany do świeżych zapachów to przełamuje go lekko słodki aromat. Na dodatek mój nos wyczuwa delikatną woń wody. Oczywiście zapach od razu przeniósł mnie w inne miejsce. Oczami wyobraźni widziałam jak siedzę wrześniowym wieczorem nad jeziorem, upajam się pięknym widokiem i relaksuję. Ten wosk świetnie sprawdza się na jesienno-zimowe wieczory i romantyczne kolacje. Jest to delikatny zapach, który długo utrzymuje się w powietrzu. Pierwszy wosk, który od razu stał się moim ulubieńcem. To mi się podoba :)

Pierwsze zakupy Yankee Candle okazały się bardzo udane. Wprawdzie nie wypróbowałam pozostałych wosków bo wciąż spalam Lake Sunset (są mega wydaje, uwierzcie mi), ale sam zapach jaki wyczuwam bez spalania bardzo mnie satysfakcjonuje i już nie mogę się doczekać aż wypalę kolejny wosk. Jeżeli również lubicie otaczać się pięknymi zapachami to gorąco polecam Wam zapachy Yankee Candle. A poniżej zamieszczam zdjęcia pozostałych wosków. Co jakiś czas będę się dzieliła z Wami opinią o nowym zapachu zatem bądźcie czujni :)



Wszystkie świece znajdziecie na stronie goodies.pl
Wosk Lake Sunset znajdziecie pod tym linkiem: LAKE SUNSET

Czytaj dalej

Jakub Żulczyk "Ślepnąc od świateł"

Tytuł: "Ślepnąc od świateł"
Autor: Jakub Żulczyk
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 519
Moja ocena: 6-/6

Kursor znika i pojawia się od dwóch godzin. Siedzę dwie godziny i gapię się w pusty, biały ekran bo nie wiem jak napisać to co myślę i czuję. Zacznę może od tego, że Ślepnąc od świateł nabyłam w dniu premiery, a zaczęłam czytać tydzień temu. Żulczyk spokojnie czekał na to by mnie pognieść, rozerwać na kawałki i wrzucić do najgorszego miejsca z możliwych - codzienności. W akcie desperacji postanowiłam włączyć Wariacje Goldbergowskie i w małym stopniu zamienić w słowa to co we mnie siedzi.

Jacek to "słoik", który przyjechał z Olsztyna do Warszawy studiować na ASP. I może by te studia skończył gdyby nie został handlarzem kokainy. W dzień śpi, nocami odbiera telefony i sprzedaje towar klientom. A klientem jest każdy, zaczynając od przeciętnego Nowaka, a kończąc na przedstawicielach państwa. Bo kokaina to miłość bezwarunkowa. Jest zawsze kiedy jej potrzebujesz. Jacek też jest zawsze kiedy go potrzebujesz. Do czasu aż sam nie stanie się niewolnikiem.

Pisałam kiedyś, że Żulczyk bawi się słowem jak dziecko zabawką. Pewnie, z dużą lekkością i ironicznym uśmiechem na twarzy - jakby wiedział, że jest w tym świetny. A prawda jest taka, że nie tylko jest świetny, ale wręcz genialny. Jego język jest mocny, pełen pięknych wizji, które pojawiają się przed oczami w momencie ich poznania. Dygresje, metafory i porównania są obłędne. Zdaję sobie sprawę, że to wygląda jakbym czyściła autorowi buty językiem, ale tak uważam i zdania nie zmienię. I choć fabuła jest prosta to zwroty akcji i intelektualne przemyślenia są tu najmocniejszą stroną. Następni są bohaterowie. Nietuzinkowi, dobrze rozbudowani, wzbudzający wiele emocji. Emocji nie tylko tych negatywnych jakby się mogło wydawać. Postacie są nad wyraz prawdziwe. Zero lukru i ciągnącego się karmelu. To sprawia, że wierzymy. Bo bohaterowie są odarci z fikcji. Są tacy jak my, ale nie przyznamy się do tego na głos.

Dzieło Żulczyka mimo iż oderwane od rzeczywistości posiada argumenty na swój nihilizm. A raczej jeden duży argument - Warszawę, która z wprawą małego dziecka przytakuje rodzicowi. Bo prawda jest taka (i Warszawa doskonale to pokazuje), że za dnia jesteś przykładnym pracownikiem, ojcem i mężem, a w nocy szmacisz się na każdy możliwy sposób tylko po to, by rano znów być dobrym obywatelem.

Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce, ostrożnie, jak perłę, i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci do góry, zgubi. I potem, dużo później zostaniesz sam, z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tą dziurę dużo, bardzo dużo mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja.

Ślepnąc od świateł sprawia, że czujesz się jak na gigantycznym kacu. Boli Cię każdy mięsień, głowa i żołądek. Wyglądasz jak konające zwierzę, które powoli staje na nogi, a gdy już na nie stanie to tęskni. I tak bardzo potrzebujesz tej bliskości, że wracasz po więcej. Ponieważ jesteś niewolnikiem. Tak jak ja jestem niewolniczką Żulczyka.
Czytaj dalej

Wojciech Usarzewicz "Uzdrawiająca moc słów. Jak tworzyć afirmacje, które zmienią twoje życie"

Tytuł: "Uzdrawiająca moc słów. Jak tworzyć afirmacje, które zmienią twoje życie"
Autor: Wojciech Usarzewicz
Wydawnictwo: Illuminatio
Liczba stron: 176
Do kupienia: czarymary
Moja ocena: 5/6

Kto z nas nie chciałby zmienić swojego życia? Podejrzewam, że wszyscy. Większość z nas cały czas dąży do poprawienia komfortu i standardu w jakim żyje. Chcemy więcej zarabiać, otaczać się przyjemnymi dla oka przedmiotami, kupić samochód, mieszkanie, wyjechać na wakacje...To wszystko kosztuje. Jednak nic nie kosztuje praca ze słowami, której użycie może pomóc nam w byciu szczęśliwym.

Czym jest afirmacja? To forma pozytywnego zdania, która ma na celu wprowadzenie do podświadomego umysłu pozytywnego przekonania na dany temat, jednocześnie uwalniając z nieświadomości emocje i lęki, które oddziałują na nas negatywnie. Afirmacja jest jedną z najbardziej znanych metod wykorzystywania mocy słowa do wprowadzenia życiowych zmian. Wbrew pozorom praca z afirmacjami wcale nie jest taka łatwa. Jest to proces, który trzeba skrupulatnie powtarzać, a następnie wyciągać odpowiednie wnioski. Jednak uważam, że to niewielka cena za tak wiele pozytywnych aspektów.

Książka Wojciecha Usarzewicza jest napisana lekkim językiem, dzięki czemu książkę czyta się błyskawicznie. Autor doskonale objaśnił pracę z afirmacjami, dlatego też nie ma możliwości żeby ktokolwiek miał problem ze zrozumieniem zadania. W "Uzdrawiającej mocy słów..." znajdziemy wiele przydatnych informacji i kwestii, które ciekawią czytelnika, tj. jak działa afirmacja, metody jak za pomocą słów przywołać pomyślne zdarzenia, zasady dobierania odpowiednich słów i tworzenia własnych fraz czy choćby odpowiedzi na najczęstsze pytania. Uważam, że książka jest świetnie napisana, a sam autor zadbał o najdrobniejsze szczegóły, które mogłyby trapić czytelnika.

To, co myślisz, tworzy to, jak żyjesz*

Serdecznie polecam książkę Wojciecha Usarzewicza każdej osobie, która pragnie zmienić swoje życie na lepsze. Afirmacje są w stanie poprawić nasz stan zdrowia, relacje z ludźmi czy finanse. Praktycznie nie ma żadnych ograniczeń dla tych cudownych form przywoływania szczęścia. Jeszcze raz gorąco polecam.

*Budda

Za możliwość przeczytania dziękuję:

Czytaj dalej

John Green "19 razy Katherine"

Tytuł: "19 razy Katherine"
Autor: John Green
Tytuł oryginału: "An Abundance of Katherines"
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5+/6

John Green dość szybko stał się bestsellerowym autorem książek dla "młodych dorosłych". Poza tym ma niebywały talent do zjednywania sobie ludzi. Zakochałam się w "Gwiazd naszych wina". "Papierowe miasta" i "Szukając Alaski" przeczytałam z prędkością światła. Więc gdy dorwałam "19 razy Katherine" od razu zabrałam się do czytania.

Colin Singleton - chodząca encyklopedia, "cudowne dziecko" i mistrz anagramów, nie potrafi znaleźć sobie przyjaciół. Denerwuje rówieśników swoimi erudycyjnymi ciekawostkami i kompletnie nie rozumie młodzieżowych kodów, które decydują o przynależności do grupy. Na dodatek ma słabość do dziewczyn imieniem Katherine. Więc gdy po maturze zostaje rzucony przez 19-nastą Katherine, jego rozpacz sprawia, że jedyny przyjaciel Hassan namawia go na wspólną podróż w nieznane, która ma pełnić funkcję terapii. Jadąc przed siebie, trafiają do Tennessee. Znajdują wakacyjną pracę i wygodne miejsce zamieszkania. Poznają swoich rówieśników, goni ich dzika świnia, a plan stworzenia Teorematu w końcu wchodzi w życie. Jakie przygody czekają na Colina i Hassana? Czy podróż faktycznie okaże się terapią? Czy możliwe jest przewidzenie przyszłości związku na podstawie wzoru?

"19 razy Katherine" to druga z kolei powieść Greena. Gdyby ją zekranizowano, zostałaby uznana za komedię romantyczną. Jest lżejsza od pozostałych książek autora, co nie oznacza, że mniej ważna. Green posiada umiejętność opisywania młodych ludzi na stromym progu dorosłości. Jego bohaterowie posługują się językiem potocznym co jest bardzo wiarygodne. Nonszalanckie rozmowy i docinki, ukrywają sprzeczne i gwałtowne emocje. Dopiero rozmowy odkrywają osobowości postaci pełne paradoksów. Autor doskonale wie jacy są nastolatkowie i co w nich siedzi. Jego bohaterowie są aroganccy, ale również zakompleksieni i zagubieni. Znajdują się na progu dorosłości, który powoduje u nich pragnienie zrozumienia świata i odnalezienia się w nim. Proza Greena jest emocjonalna i posiada swój ciężar - jednak bez zbędnego melodramatu. Wniosek nasuwa się sam - autor jest mistrzem młodzieżowych dialogów.

"19 razy Katherine" to kolejna świetna książka, która niesie przekaz dla młodych dorosłych. Powieści Greena idealnie wpasowują się w gusta czytelników i zaskarbiają sobie miejsce w ich sercach. Fala krytyki, która zalewa autora tylko udowadnia, że jego książki potrafią poruszyć środowisko i zmusić do myślenia. Mam nadzieję, że Green z powodzeniem będzie dalej tworzył powieści w swoim oryginalnym stylu. Serdecznie polecam.
Czytaj dalej

Anna Czelej "Jesień w kuchni Pięciu Przemian"

Tytuł: "Jesień w kuchni Pięciu Przemian"
Autor: Anna Czelej
Wydawnictwo: Illuminatio
Liczba stron: 232
Moja ocena: 5-/6

Nie da się ukryć, że jesień to moja ulubiona pora roku. Kolorowe liście spadające z drzew, kasztany, chłodny jesienny wiatr i spacery to jedne z nielicznych rzeczy, które kocham w tej porze roku. Dodać do tego można czytanie książek pod kocem z kubkiem pysznej herbaty, ciepłe skarpetki, kurtki i dużo spędzonego czasu w kuchni. No właśnie... tylko co dobrego ugotować? Pomysły podsuwa nam Anna Czelej w swojej książce "Jesień w kuchni Pięciu Przemian".

Książka została podzielona na rozdziały. Już na początku mamy możliwość zapoznania się z jesiennymi zupami, które ogrzeją nas w chłodne dni. Następnie znajdziemy przepisy na sałatki i surówki, dania ciepłe, warzywa, przekąski i dodatki, desery oraz przetwory. Nie ma co ukrywać - jesienią w naszej kuchni goszczą produkty o smaku ostrym. Ich zadaniem jest rozgrzanie naszego orgaznimu, a na dodatek świetnie smakują.

Każda z podanych potraw okraszona jest zdjęciem na które wystarczy tylko spojrzeć by nabrać apetytu i ochoty do gotowania. Oprócz tego znajdziemy również podstawy do zrobienia potraw tj. potrzebne składniki i sposób przygotowania. Wszystko zostało bardzo jasno opisane więc nikt nie powinien mieć problemu z przygotowaniem dania.
Muszę przyznać iż ilekroć patrzę na zdjęcia mam ochotę wyskoczyć do sklepu po produkty i coś ugotować. I tak oto wypróbowałam przepyszne racuchy z jabłkami, które z prędkością światła zostały skonsumowane przez moich znajomych oraz zupę z pęczakiem, która przypadła do gustu mojej rodzinie. Powoli przymierzam się do czerwonej kapusty z brokułami i babeczek z bitą śmietaną i żurawiną. Oprócz tego planuję przygotować powidła ze śliwek, które uwielbia moja przyjaciółka. Krótko mówiąc - nic tylko stać w kuchni i gotować te pyszności.

"Jesień w kuchni Pięciu Przemian" to bardzo ciekawa pozycja kulinarna, która powinna zagościć w domu każdego kucharza (bez względu na stopień zdolności kulinarnych). Po jej przeczytaniu nasza głowa jest pełna nowych pomysłów na eksperymentowanie w kuchni, które urozmaicą posiłki. Na dodatek dzięki Pięciu Przemianom przygotowane posiłki wzmocnią orgaznim i wpłyną korzystnie na zdrowie - co jest dość istotne o tej porze roku. Chętnie zapoznam się z innymi pozycjami Anny Czelej i Was też gorąco zachęcam do kuliarnych wojaży.

Za możliwość przeczytania dziękuję:

Czytaj dalej

CzaroMarownik 2015


Niepowtarzalny i tajemniczy, w twardej oprawie z tasiemką, z kolorowym, starannie przygotowanym wnętrzem, przepełniony magicznymi rytuałami, nowinkami na temat ekotrendów i inspirującymi wskazówkami - doda magii każdej godzinie w 2015 roku! W CzaroMarowniku znajdziesz wszystko to, czego nie mają tradycyjne kalendarze: szczegółowy horoskop na nadchodzący nowy rok, kalendarz księżycowy, informacje o świętach ezoterycznych, rytuały ochronne, magiczne i zdrowotne ciekawostki, proste przepisy na pyszne i pożywne posiłki na każdą porę roku, wskazówki na oczyszczenie organizmu i przestrzeni życiowej i wiele więcej. Ze stron tego niezwykłego kalendarza dowiesz się m.in.: jak oczyszczać czakry, które amulety są najskuteczniejsze, jak wpływa na ciebie dana faza Księżyca, jakie zioła warto mieć w domowej apteczce, jaka pora dnia jest najwłaściwsza na odprawienie rytuału. 

CzaroMarownik 2015 to ponad 200 stron magii, porad, codziennych inspiracji i ciekawych artykułów podejmujących najbardziej aktualne ezoteryczne tematy. Dzięki niemu wkroczysz w 2015 rok, obwołany przez ONZ Międzynarodowym Rokiem Światła, bogatsza o wiedzę, która pomoże ci wykorzystać energię płynącą z Księżyca i natury, by wprowadzić pozytywne zmiany w każdą z dziedzin życia.*


Małymi krokami zbliżamy się do końca obecnego roku. Pewnie każdy z was szuka dla siebie odpowiedniego kalendarza w którym mógłby zapisywać ważne dla siebie informacje. Większość z nich jest nudna, nieciekawa i pozostawia wiele do życzenia. Jak się okazuje kalendarz wcale nie musi być mdły. Wydawnictwo Illuminatio po raz kolejny wydaje swój magiczny CzaroMarownik, który zachwycił mnie nie raz. Jestem bardzo ciekawa nowej szaty graficznej, zawartych informacji, przepisów, porad oraz zewnętrznego wyglądu kalendarza. CzaroMarownik nie pierwszy raz jest powiernikiem moich spraw i mam nadzieję, że nie ostatni. To świetny kalendarz, który zachwyca swoją praktycznością. Już nie mogę się doczekać aż zostanie wydany (II połowa września).
A wy korzystacie z kalendarza? Macie swój ulubiony? Może właśnie szukacie czegoś odpowiedniego dla siebie? Jeżeli tak to zapraszam was do wypróbowania CzaroMarownika - może przypadnie wam do gustu :) Jak wyglądają wasze kalendarze? Jestem bardzo ciekawa czy zapisujecie sobie tam tylko ważne informacje czy również inne rzeczy jak np. inspiracje, przepisy. Mi na pewno jeden kalendarz nie wystarczy - lubię zapisywać sobie różne cytaty i myśli, które zajmują mnóstwo miejsca. Czekam na wasze komenatrze! Trzymajcie się ciepło :)

*opis pochodzi ze strony wydawnictwa Illuminatio
Czytaj dalej

Jakub Żulczyk "Zrób mi jakąś krzywdę"

Tytuł: "Zrób mi jakąś krzywdę"
Autor: Jakub Żulczyk
Wydawnictwo: Lampa i Iskra Boża
Liczba stron: 168
Moja ocena: 5+/6

Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz, chodź, pocałuję cię w trzecie oko, chodź, pocałuję cię w czoło, w głowę, w stopę, w pępek, w kolano, w knykieć, w sutki, w pępek, w duszę, chodź, pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. W samo serce.

Życie dwudziestopięcioletniego Dawida to jakiś kiepski żart, a przynajmniej tak mu się wydaje. Więc gdy na jednej z imprez pełnej alkoholu poznaje Kaśkę - siostrę swojego kumpla, jego świat staje na głowie. Zakochuje się w niej bez pamięci do tego stopnia, że postanawia ją... porwać.

Wiecie czemu sięgnęłam po tę książkę? O dziwo nie dzięki recenzjom, dobremu słowu usłyszanemu tu i tam czy fabule. Były to cytaty, w których zakochałam się od pierwszego przeczytania. To zabawne bo chyba pierwszy raz w życiu, zdarzyło mi się sięgnąć po książkę z pełną świadomością nie wiedząc o czym jest. Moc języka Żulczyka jest niesamowita.
Fabuła? Wydaje się być wręcz banalna. Szczerze mówiąc, maksymalnie pięćdziesiąt stron i jest po książce. Jednak Żulczyk dobrnął do prawie dwustu. Zapytacje jak? Cała tajemnica i moc tkwi w języku. Jest szorstki, momentami wulgarny, trafiający prosto twarz jak jesienny wiatr. Mimo tego zachwyca; szczególnie ludzi w wieku 20-30 lat, którzy wiedzą co to Pegasus i Resident Evil. To nie historia o miłości ma tu budzić podziw, ale język jakim została opisana. Żulczyk nie boi się używać wulgaryzmów i przedstawiać świat takim jaki jest - nie zawsze idealny i piękny jak to bywa w filmach. Ten facet ma niebywały talent pisarski. Bawi się słowem jak małe dzieci zabawkami - bez wysiłku i wydawać by się mogło z ironiczynym uśmieszkiem na twarzy. Tworzy zadzwiające metafory i porównania, które idealnie oddają klimat książki. Ponadto potrafi tak wkomponować wulgaryzmy w zdania, że w ogóle nie rażą - ba, wydają się być na swoim miejscu.

Jedyne czego żałuję to tego, że fabuła kuleje na każdym kroku. To byłby idelny debiut bo praktycznie wszystko się zgadza, jednak ta jedna rzecz nie. Mimo tego jestem pod wielkim wrażeniem pióra Żulczyka i mam nadzieję, że inne jego książki są bardziej dopracowane. Nie ukrywam faktu, że z wielką chęcią sięgnę ponownie po jego twórczość. Jest świetna.

Przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pierdolonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci i narodziny, przez wszystkie gówno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę.

"Zrób mi jakąś krzywdę" to świetny debiut pod względem językowym polskiego pisarza. Pióro Jakuba Żulczyka zachwyca i mam nadzieję, że zachwycać będzie jeszcze przez długi czas. A wy jak najszybciej zróbcie sobie jakąś krzywdę i sięgnijcie po tę książkę.
Czytaj dalej

Tahereh Mafi "Dotyk Julii"

Tytuł: "Dotyk Julii"
Autor: Tahereh Mafi
Tytuł oryginału: "Ignite me"
Wydawnictwo: Moondrive
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5+/6

Czekanie to jednocześnie jedna z najgorszych i najlepszych rzeczy jaka może istnieć. Jednak czekanie na ostatnią część trylogii to prawdziwa męka. Jest jeszcze gorzej jeżeli poprzednia część zostawiła Cię rozbitego na kawałki, których nie możesz pozbierać do dzisiaj. Dokładnie tak było z Tahereh Mafi i jej opowieścią o Julii.

Julia w końcu zrozumiała, że tylko ona może powstrzymać Komitet Odnowy. Jednak by tego dokonać będzie potrzebowała pomocy osoby, której nigdy nie potrafiła obdarzyć zaufaniem - Warnera. Podczas współpracy z nim przekona się, że nie wszyscy są tym kim wydawali się być...

Jakie to dziwne, że dwoje przyjaciół może zmienić się w nierozłączną parę, potem w nienawidzących się, a w końcu w obojętnych sobie ludzi. I to wszystko w ciągu jednego życia.

"Dar Julii" różni się od poprzednich części. Jest w nim mniej tego pięknego języka, który poznaliśmy w "Dotyku Julii", akcja ma swoje miarowe tempo, a wielkie "bum" na które każdy czekał wcale nie okazało się takie wielkie. Jednak to nie zmienia faktu, że książka jest bardzo dobra, a już szczególnie jej bohaterowie. Julia w końcu nabrała odwagi by mówić i postępować tak jak uważa. Z przestraszonej swoją mocą i zamkniętej w sobie osoby stała się świetnym przywódcą oraz pewną swoich sił i racji osobą. Jeżeli chodzi o Warnera to jedyne co jestem w stanie napisać to "wow". Bardzo złożona postać, skomplikowana i jednocześnie cudownie prosta, która interesowała mnie od samego początku. Wzbudzał we mnie najwięcej emocji i wręcz magnetycznie przyciągał do siebie. Chcę więcej Warnera! Adam okazał się największym rozczarowaniem. Jednak po przestudiowaniu jego zachowania we wszystkich częściach, rozumiem dlaczego autorka tak nacechowała jego postać. Jak się okazuje postacią, która najczęściej mnie rozśmieszała  był Kenji. Bardzo pozytywny bohater, którego może pozazdrościć niejedna autorka.

ZAMORDUJĘ cię...- Nie - mówi, celując we mnie palcem. Znowu się cofa. - Niedobra Julia. Nie lubisz zabijać ludzi, pamiętasz? Jesteś temu przeciwna, pamiętasz? Wolisz rozmawiać o uczuciach, o tęczach...

Czytałam tak szybko, że zabrakło słów, historii i bohaterów. Czytałam tak zachłannie, że zapomniałam o własnym życiu i świecie, który mnie otacza. Czytałam tak jakbym zaraz miała zginąć. Gorąco polecam Wam tę dystopię. Już teraz wiem, że wrócę do niej niejeden raz.
Czytaj dalej

Kenis - ucz się kiedy chcesz! :)

Cześć moi drodzy!

Dzisiejszy post nie będzie dotyczył recenzji, ale uważam, że jest wart uwagi.
Jak wiadomo większość z nas to mole książkowe, które czytają wszędzie gdzie się da i nie wyobrażają sobie życia bez dobrej literatury. Jednak jako ludzie lubimy się rozwijać pod wieloma względami. Nieważne czy to chodzi o wyniki w sporcie, zdolności manualne czy wiedzę. Ciągle uczymy się czegoś nowego. Pewnie wielu z Was chciałoby poprawić swoją znajomość języka angielskiego (lub w ogóle się go nauczyć), dowiedzieć się co nieco o chemii bądź matematyce. Niestety nie wszystkim chce się szukać odpowiednich książek, czytać je i starać się zrozumieć o co chodzi (nie mamy również pewności czy wszystko dobrze robimy). Z pomocą nadchodzi Kenis - platforma edukacyjna na której znajdziecie mnóstwo materiałów wideo oraz kursy, które pomogą Wam się rozwijać. Cała ta wiedza przekazywana będzie za darmo. Jedyne czego będziecie potrzebowali to dostępu do internetu oraz komputera/tableta/smartfona. Możecie uczyć się gdziekolwiek chcecie i kiedy chcecie: w autobusie, tramwaju, pociągu, domu, pracy czy szkole. Jeżeli macie problemy z jakimś przedmiotem to jestem pewna, że pomoc w zrozumieniu go znajdziecie na tej fantastycznej stronie.



Platforma rusza 1 września. Ideą tych wspaniałych ludzi jest to by każdy mógł się rozwijać bez względu na pochodzenie, stan portfela czy wiek. Tutaj każdy ma szansę zdobyć nową wiedzę lub rozwinąć dotąd nabytą. A jeżeli czeka Was sprawdzian do którego musicie się przygotować to Kenis świetnie zadba o Waszą szybką powtórkę materiału.
Ideę darmowej edukacji w internecie wspomagają takie osoby jak Patrycja Markowska, Robert Janowski czy Jacek Borkowski. Oprócz tego jest wiele anonimowych osób, które propagują ten genialny pomysł.




Osobiście jestem zachwycona tą platformą i mam zamiar z niej korzystać jak najczęściej. Jestem bardzo ciekawa w jakim kierunku się rozwinie i ile osób będzie z niej korzystać. Ci genialni ludzie podają nam wszystko na tacy, a naszym jedynym zadaniem jest sięgnąć po danie. Mam nadzieję, że ten wirtualny uniwersytet oraz praca ludzi którzy go tworzą zostanie doceniony. Ja jestem zachwycona i już nie mogę się doczekać na wielkie otwarcie.

A Was zapraszam na stronę internetową KENIS gdzie zdobędziecie więcej infromacji.
Czytaj dalej

Susan Ee "Angelfall. Penryn i Świat Po"

Tytuł: "Angelfall. Penryn i Świat Po"
Autor: Susan Ee
Tytuł oryginału: "World After"
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5+/6

Postapokaliptyczna wizja świata Susan Ee oczarowała mnie w sposób, który do tej pory trudno mi zrozumieć. "Angelfall" pochłonęłam z prędkością jaką Usain Bolt pokonuje sto metrów. Jednak powieść zostawiła po sobie niedosyt, mnóstwo pytań i ogromną ochotę na kolejną część. Gdy trafiła do moich rąk od razu zabrałam się za czytanie.

Penryn wraz z rodziną i ocalałymi transportowana jest do kryjówki ruchu oporu. Gdy ustąpił paraliż spowodowany ugryzieniem potwora, reszta społeczności omija dziewczynę i jej rodzinę szerokim łukiem. Na domiar złego, po pewnym incydencie Paige postanawia uciec. Penryn po raz kolejny zostaje zmuszona ruszyć za siostrą. Na jej drodze ponownie stanie Raffe, który próbuje odzyskać swoje skrzydła. Jednak szalona matka, wrogość ludzi i skutki eksperymentu na Pagie to nie jedyne problemy z którymi będzie musiała się zmierzyć dziewczyna.

-Wy ludzie, jesteście tak kruchymi istotami. (...) Niby wszystko jest w porządku, ale w każdej chwili możecie bezpowrotnie odejść.

Historia rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie w którym zakończyła się w "Angelfall". Ten zabieg już od początku podkręca tempo powieści, dzięki czemu czytelnik od razu zostaje rzucony na głęboką wodę. Jednak Susan Ee potrafi stopniować napięcie i sprawia, że ciekawość zawsze jest na poziomie maksymalnym. Czytelnik ponownie wkracza w świat brutalnej walki o życie. Tu już nie chodzi tylko o walkę z wrogiem, ale również o walkę z uprzedzeniami i głodem. W świecie Po, ocaleni są w stanie sprzymierzyć się z aniołami by przeżyć. Na szczęście znajduje się garstka ludzi, która pomaga bohaterom w walce z wrogiem.

Fabuła powieści jest genialna. Widać, że autorka ma masę pomysłów, które skrupulatnie wykorzystuje. Świetnie gra na emocjach czytelników przysparzając ich nie raz o zawał serca, salwy śmiechu lub potoki łez. Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałam na kontynuację "Angelfall", a już szczególnie na wątek miłosny Penryn i Raffe. Jednak jak się okazuje nawet im Susan Ee rzuca kłody pod nogi. Po raz kolejny zostałam bestialsko zostawiona z masą pytań kłębiących się w mojej głowie i ciekawością, która zżera mnie od środka. Autorka mnie wykończy.

"Penryn i świat Po" to świetna kontynuacja, która nie zawiedzie czytelników. Susan Ee po raz kolejny stanęła na wysokości zadania (o ile jeszcze bardziej nie podniosła sobie poprzeczki) serwując nam powieść w której się zatopimy. Słowa nie oddadzą tego co się dzieje z czytelnikiem po skończeniu książki, zatem gorąco Was zachęcam do przeczytania.
Czytaj dalej

Jerzy Stuhr "Tak sobie myślę..."

Tytuł: "Tak sobie myślę..."
Autor: Jerzy Stuhr
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5/6

...nie można z pychą mówić: mam szczęście! Nic mi nie będzie! Ej...a może do wczoraj je miałeś?A już dzisiaj go nie masz? Skąd to wiesz? I za każdy dzień tego szczęścia trzeba podziękować. Bo życie to jest takie pole minowe. Przeszedłeś kawałek? To podziękuj. I zrób następny krok. Jeden. Nie puszczaj się biegiem - jeden krok. To jest wiara.

Życie lubi z nami igrać. Zaskakuje nas w najmniej oczekiwanych momentach przynosząc ogrom szczęścia albo hektolitry wylanych łez i bólu. Ludzie różnie reagują. Jedni płaczą, drudzy się śmieją, a trzeci... piszą dziennik. I właśnie taką osobą jest Jerzy Stuhr, który postanowił przelać swoje myśli na papier.

Gdy w 2011 roku poczuł się źle, myślał, że to z przemęczenia. Niestety wyniki badań były jednoznaczne - nowotwór. Rokowania nie były najlepsze - pare miesięcy życia. Jednak postanowił walczyć z chorobą, a swoje myśli zapisać w dzienniku. Początkowo zapiski miały być tylko dla rodziny, jednak usilne przekonywania pracowników Wydawnictwa Literackiego sprawiły, że książka ujrzała światło dzienne.

Zaczynając czytać "Tak sobie myślę..." byłam pewna, że książka będzie o chorobie. Jednak zostałam bardzo mile zaskoczona. Jerzy Stuhr wiadomość o nowotworze przyjął z pokorą i postanowił walczyć. Zmienił swoją postawę - z aktywnego społecznie mężczyzny na obserwatora życia. Dzięki zmianie punktu widzenia mamy okazję poznać zdanie aktora na różne tematy, a jest ich wiele. Wspomina o teatrze, znajomych, swojej karierze i o chorobie, a raczej o samym pobycie w szpitalu i leczeniu. Czytelnik ma okazję zajrzeć w duszę i serce Stuhra, a taka okazja nie zdarza się codziennie. W walce z chorobą wspiera go rodzina. Jednym z głównych celów aktora jest pragnienie wzięcia w ramiona dziecka, którego oczekuje jego córka. Jak się okazuje cel został zrealizowany, a Jerzy Stuhr może cieszyć się z bycia dziadkiem. Bardzo wzruszające było zdjęcie na ostatniej stronie książki przedstawiające aktora z maleństwem. Jednakże inne fotografie również były bardzo ciekawe i wzbogacały całość dziennika.

"Tak sobie myślę..." to książka pełna nadziei, spokoju i siły. Jerzy Stuhr to nie tylko aktor, ale również inteligenty i "życiowy" mężczyzna. Z wielką przyjemnością czyta się jego zapiski, które niejednej osobie dodały siły w walce z przeciwnościami losu. Panu Jerzemu życzę dużo zdrowia i siły, a Wam drodzy czytelnicy przyjemnej lektury.
Czytaj dalej

John Green "Szukając Alaski"

Tytuł: "Szukając Alaski"
Autor: John Green
Tytuł oryginału: "Looking for Alaska"
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 320
Moja ocena: 5-/6

Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.

Miles to jeden z tych wychudzonych, odizolowanych nastolatków, którzy nie mogą poszczycić się popularnością w szkole i masą przyjaciół. Jego pasją jest zapamiętywanie ostatnich słów znanych ludzi, a życiowym celem odnalezienie Wielkiego Być Może, czyli najintensywniejszego i najprawdziwszego doświadczenia w rzeczywistości. W tym celu podejmuje ważną decyzję: wyjeżdża do internatu by rozpocząć nowy etap w życiu. Od tego momentu jego świat zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.

Po raz kolejny John Green zachwycił mnie swoim pomysłem i niesamowitymi bohaterami, którzy są wielką siłą jego książek. Każda z postaci jest charakterystyczna, ma swoje cele, pragnienia i marzenia. Zaś sam pomysł, mimo iż wydaje się szablonowy to takim nie jest. Wprawdzie mamy tu do czynienia z oklepanym tematem: internat, nowi znajomi, trójkąty emocjonale, masa dowcipów i zabawnych zagrywek, to jednak Green nadał tym schematom głębię i dojrzałość co sprawia, że książka nie jest typową, powielaną kopią. Jego historie są przemyślane i niosą ze sobą przesłanie, które ubrane w piękne słowa tworzą ciekawą i oryginalną powieść.

W swoich książkach John Green dotyka tematów trudnych dla nastolatków. W "Szukając Alaski" porusza temat cierpienia, outsiderstwa, pierwszych miłości i przyjaźni, które zmieniają życie. Jednak pod tą niewinną podszewką "problemów nastolatków" ukrywają się uniwersalne prawdy, które odnoszą się również do dorosłych. Jedną z rzeczy, które cenię u autora jest fakt, że nie narzuca on swojego zdania, nie poucza i nie moralizuje. To jak dana historia zostanie zinterpretowana zależy tylko i wyłącznie od czytelnika. Green tylko zadaje pytania, podsuwa nam pewne zalążki myśli, które sami kończymy według własnego zdania. Jego siła tkwi w stylu jaki sobie wyrobił, a nie ukrywajmy jest on dość charakterystyczny i wyrazisty.

"Szukając Alaski" polecam wszystkim czytelnikom. John Green już nie raz udowodnił, że warto sięgać po jego książki i w tym przypadku jest tak samo. Jest to zabawna i w wielu momentach poruszająca powieść, która potrafi namieszać w głowie. Gorąco polecam!
Czytaj dalej

John Green "Papierowe miasta"

Tytuł: "Papierowe miasta"
Autor: John Green
Tytuł oryginału: "Paper Towns"
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5+/6

Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś, co miało dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami. Ale tego nie da się zrobić, dopóki nasze życie nie zapuści korzeni. 

Osiemnastoletni Quentin, zwany przez swoich przyjaciół Q, od dziecka jest zakochany w swojej sąsiadce Margo Roth Spiegelman, która jest licealną pięknością, wyrafinowaną i tajemniczą. Los połączył tę dwójkę dość makabryczną przygodą - dziewięć lat temu znaleźli ciało martwego mężczyzny. Od tamtej pory ze sobą nie rozmawiali. Jednak gdy Margo pragnie zemścić się na swoim byłym chłopaku i innych osobach, które ją zawiodły, na swojego towarzysza wybiera właśnie Q. Ta noc będzie szalona dla nich dwojga, a Quentin będzie sobie robił nadzieję na związek z Margo. Niestety, następnego dnia dziewczyna ucieka z domu, co nie jest dla niej pierwszyzną. Jednak i tym razem zostawiła wskazówki, które mają doprowadzić do jej odnalezienia. Q wraz ze swoimi przyjaciółmi - Radarem i Benem - wyrusza na poszukiwanie Margo.

John Green po raz kolejny stanął na wysokości zadania i napisał książkę, którą czyta się jednym tchem. Mistrz kreowania bohaterów i tym razem nie zawiódł. Jego postacie są nieprawdopodobnie realistyczne, oryginalne i złożone, przez co stają się bliskie sercu czytelnika. Natomiast jego historie, które są szczerze, zabawne i jednocześnie trudne, wywoływały na mojej twarzy uśmiech nie jeden raz.
Książki autora nie sposób nazwać zapychaczami czasu bądź lekką literaturą. Powieści Greena zawierają wiele refleksji i wartości, które stara się przekazać nastolatkom. Doskonale rozumie młodych ludzi i nie zamierza ich pouczać lub na siłę wciskać swoich racji. Wręcz odwrotnie. Jego historie pokazują prawdę o współczesnych nastolatkach. O ich potrzebach bliskości, przyjaźni dla której są w stanie zrezygnować z przyjemności, ciągłych rozmyślaniach nad swoją przyszłością i nastoletnim zagubieniu, którego doświadcza każdy z nas. Jednocześnie zachwyca nas swoim stylem pisania, którego mocą jest prostota. Ważne treści przekazuje językiem lekkim, ociekającym inteligentną ironią i dowcipem.

Powieść Greena opowiada o papierowych ludziach, którzy istnieją w naszych wyobrażeniach. Ludzie, których postrzegamy są tak naprawdę zupełnie inni niż nam się wydaje. Może niektórzy z nich są bardziej zarozumiali niż nam się wydawało, może fajniejsi albo bardziej sympatyczni. Jedno jest pewne - wcale nie są zadowoleni z siebie i swojego życia. Czasami przyzwyczajają się do ról, które wyznaczyło im społeczeństwo i grają kogoś kim nie są. Czasami chowają głęboko swoje "ja" by przypodobać się innym i zdobyć sympatię ludzi na których opinii im zależy. John Green pokazuje, że papierowym człowiekiem jest każdy z nas.

"Papierowe miasta" to świetna książka, którą powinien przeczytać każdy bez względu na wiek. Łączy w sobie cechy kilku gatunków, które idealnie razem współgrają. Jest to powieść ambitna, która skłania do przemyśleń. Mimo iż autor pisze o nastolatkach, to ich problemy są tak naprawdę uniwersalne i nie dotyczą tylko młodych ludzi. Warto sięgnąć po tak dobrą literaturę. Zachęcam gorąco do przeczytania.

(...) przede mną stoi dziewczyna, którą kocham, ale nie mogę za nią podążyć. Mam nadzieję, że tak postąpiłby bohater, bo niepodążanie za nią jest najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem. (...) mam przed sobą widzialny znak niewidzialnego światła. Po pocałunku wpatrujemy się w siebie, dotykając czołami. Tak, w tej pękniętej ciemności widzę ją niemal doskonale.
Czytaj dalej

John Green "Gwiazd naszych wina"

Tytuł: "Gwiazd naszych wina"
Autor: John Green
Tytuł oryginału: "The Fault in Our Stars"
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 312
Moja ocena: 6/6

-Nie zabijają, dopóki ich nie zapalisz - powiedział, kiedy samochód zatrzymał się przy nas. - A ja nigdy żadnego nie zapaliłem. Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał.

Szesnastoletnia Hazel Grace od dłuższego czasu choruje na raka tarczycy z przerzutami do płuc. Jej nieodłącznym zestawem jest butla tlenowa i rurka, która doprowadza tlen do jej płuc. Mama Hazel uznała, że maniakalne oglądanie America's Next Top Model to oznaka depresji, więc wysłała córkę na spotkania grupy wsparcia chorej młodzieży. Właśnie tam Hazel poznaje Augustusa Waters'a, któremu kostnomięsak zagwarantował protezę nogi. Między tą dwójką najwiąże się niesamowita więź, która odmieni ich życie.

Chorobliwie piękna. To była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, gdy przeczytałam ostatnie słowo z książki. Większość osób nie będzie zdziwiona faktem, że ta powieść mnie wzruszyła - przecież to książka o chorobie, jak ma nie wzruszać? To nie jest książka o raku, bo książki o raku to lipa - to pierwsze zdanie z ulubionej powieści Hazel Grace, idealnie określa dzieło Johna Greena. To co ta książka wyprawia z czytelnikiem jest nie do opisania, to trzeba po prostu przeżyć. Poruszyła mnie do głębi, dotknęła jakiejś cienkiej nitki w moim sercu, dzięki czemu tak bardzo mnie powaliła. Jest to emocjonująca powieść, jednak nie jest jedną z tych z nadmiarem emocji. Wręcz odwrotnie. Jest spokojna i kojąca (o ile można tak określić książkę, która porusza problem chorych na raka), ale jednocześnie zostawiająca po sobie to niesamowite uczucie, którego nie jestem w stanie określić. Po prostu to czujesz i wiesz o co chodzi.

Bohaterowie są bardzo złożeni i uwierzcie mi, nie ma tu żadnych przerysowań, przesłodzeń czy innych cukrowo-likierowych nierealistycznych zachowań i cech osobowości. Te postacie wydają się być tak bardzo realne, że nie pozostaje mi nic innego jak nazwać Johna Greena mistrzem kreowania bohaterów. Każda z tych postaci przejawia różne wartości, zachowania w danych sytuacjach i inne spojrzenie na świat. Każda z nich chwyta za serce i wręcz nie sposób nie polubić którejś z nich. Z zawrotną prędkością zyskują sympatię czytelnika, to niesamowite.
Książkę czyta się bardzo szybko dzięki plastycznemu i przyjemnemu językowi, którym posłużył się autor. Wpływ na to ma również historia, która mimo iż jest fikcyjna to wydaje się być prawdziwa. Mam wrażenie, że John Green pisał ją z niebywałą lekkością. Nie widzę tu usilnych prób dodania jakiegoś wątku, przerysowania postaci czy wymyślania kolejnych problemów którym czoła stawialiby bohaterowie. Czytając tę powieść czułam się jakbym leżała na łódce i po prostu dryfowała. Żadnych wymuszeń, usilnych prób zachwycenia czytelnika. Po prostu prąd, który niósł mnie dalej.

"Gwiazd naszych wina" to genialna książka, którą z czystym sumieniem polecam wszystkim. Nie jestem w stanie opisać jak się czuję po jej przeczytaniu, po prostu sami musicie to poczuć. Ja mogę Was jedynie zachęcić i zapewnić, że nie będzie to zmarnowany czas. Podryfujcie razem ze mną.

To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina.
Czytaj dalej

Kindle za złotówkę!

Już w najbliższy wtorek 25 marca o godz. 19.00 rusza akcja "Kindle za złotówkę". Portal kodyrabatowe.pl wspólnie z woblink.com udostępni 30 czytników Kindle 5 Classic w cenie 1 zł. Dla osób, które posiadają już własny czytnik przygotowana została dodatkowa niespodzianka w postaci kodów rabatowych, obniżających cenę e-booków do 9,90 zł i specjalnego kodu rabatowego na czytniki do e-booków.

25 marca o godz. 19.00 na stronie akcji "Kindle za złotówkę" opublikowany zostanie kod rabatowy Kindle, który umożliwi zakup czytnika w promocyjnej cenie. Wystarczy go skopiować, wkleić na stronie sklepu i czekać na dostawę. Należy pamiętać, że o tym do kogo trafi czytnik decydować będzie kolejność zamówień, dlatego warto być punktualnym. Dla tych, którzy nie zdążą kupić Kindle'a za złotówkę szykowany jest specjalny kod rabatowy, pozwalający kupić dowolny czytnik w woblink.com o 30 zł taniej. Po takiej obniżce model Kindle 5 będzie dostępny w najniższej cenie na rynku!

Do otrzymania jednego z e-booków wystarczy podzielić się informacją o zakupie na swoim facebookowym profilu. E-booki w promocyjnej cenie dostępne będę już od poniedziałku 24 marca, a promocja potrwa do czwartku 27 marca.

- Sukces trzech edycji "Książki za złotówkę" skłonił nas, żeby w ramach docenionej formuły dać naszym użytkownikom coś nowego - mówi Kamil Brożek, Polish Market Manager portalu kodyrabatowe.pl. - Fani książek będą mogli mieć całą swoją bibliotekę przy sobie, a kilka wartościowych pozycji "na dobry początek" zakupić w ramach tej samej akcji.

E-booka w promocyjnej cenie będzie można wybrać wśród tytułów z największych polskich wydawnictw. Po zakończeniu oscarowych emocji można będzie sięgnąć choćby po “Amerykański przekręt” Roberta W. Greene'a, który trafił na ekrany kin jako “American Hustle” czy “Wielkiego Gatsby'ego” F. Scotta Fitzgeralda. Fanów mocnych wrażeń na pewno ucieszy obecność na liście powieści Stephena Kinga, Dana Browna, czy Marka Krajewskiego. Na uwagę zasługuje również wstrząsająca relacja z najmniejszego państwa świata “Jutro przypłynie Królowa” Macieja Wasilewskiego, czy “Świat 2040. Czy Zachód musi przegrać?” błyskotliwa analiza tego, co może nas czekać w nieodległej przyszłości.


Nie wiem jak Wy, ale ja jestem bardzo mile zaskoczona tą akcją i będę się starać o ten czytnik. W końcu taka promocja nie trafia się codziennie. Was też gorąco zachęcam do wzięcia udziału :)

PS. Ostatnio pojawiam się na blogu bardzo rzadko, ale to nie oznacza, że nie czytam książek. Cały czas coś przewija się przez moje ręce :) Brak czasu robi swoje, ale szykuję parę recenzji, więc nie pozbędziecie się mnie tak szybko z blogosfery ;). Ściskam Was gorąco! 
Czytaj dalej

Violetta Irmina Kuklińska-Woźny "Wspólne linie życia. Miłość największym darem - numerologia w związkach"

Tytuł: "Wspólne linie życia. Miłość największym darem - numerologia w związkach"
Autor: Violetta Irmina Kuklińska-Woźny
Wydawnictwo: VIRGO
Liczba stron: 315
Moja ocena: 5/6

Violetta Kuklińska-Woźny to autorka, którą poznałam jakiś czas temu. Miałam możliwość przeczytania jednej z jej książek (Liczby życia: co numerologia mówi o Tobie i innych). Więc gdy przydarzyła się okazja przeczytania kolejnej książki bez wahania się zgodziłam. Muszę przyznać, że w jakimś stopniu interesuje mnie numerologia, astrologia i inne rzeczy z tym związane. Wspólne linie życia... jeszcze bardziej pogłębiły moją wiedzę i zaspokoiły ciekawość.

Na samym początku autorka wprowadza nas w skomplikowany świat relacji międzyludzkich. Wyjaśnia jaką rolę odgrywają ludzie spotkani na naszej drodze życiowej. Mówi czym jest miłość, rodzina, przyjaźń, jak wybieramy partnera życiowego, kim są toksyczni ludzie i jak zbudować dojrzały związek partnerski. Uświadamia, że ludzie odgrywają ważną rolę w naszym życiu i to od nas zależy jak będą wyglądały nasze relacje i z kim chcemy rozwijać znajomość. Oprócz tego porusza temat dziecka w rodzinie. Jego potrzeb, roli matki i ojca, przedstawia wzorce rodzinne i najczęściej popełniane błędy. Dopiero potem  przechodzimy do części książki, która mówi o numerologii w związkach. Dzięki niej możemy poznać charakter danej osoby i to jak funkcjonuje. Sama procedura obliczania liczby daty urodzenia jest bardzo prosta a ile korzyści i wiedzy może przynieść.

Autorka używa prostego języka dzięki czemu nikt nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem przekazu książki. Jeżeli zaś chodzi o samą książkę to jest ona idealna dla osób, które interesują się numerologią i spraw z tym powiązanymi. Jednakże jest to też książka dla osób w związkach partnerskich i rodziców. Dziecko to największy skarb i wizytówka rodziców. To jak jest wychowane mówi o tym jakich ma rodziców. Warto zapoznać się z informacjami jakie Violetta Kuklińska-Woźny ma do przekazania gdyż są to cenne rady. Ja zaś gorąco polecam Wam sięgnięcie po tę książkę bo naprawdę warto.

Książkę kupicie tutaj KLIK
Czytaj dalej

Paweł Piotrowicz "Kazimierz Kaczor. Nie tylko polskie drogi"

Tytuł: "Kazimierz Kaczor. Nie tylko polskie drogi"
Autor: Paweł Piotrowicz
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 320
Moja ocena: 5+/6

"A co ja jestem Ewangelia św. Mateusza, żeby się nie mylić?!", "Bujać to my, ale nie nas" - kto nie zna tych słynnych słów wypowiedzianych przez Leona Kurasia w serialu "Polskie drogi"? Która z Was nie kochała się w Janie Serce? Starsze pokolenie doskonale wie o czym mówię. Jeżeli nie kojarzycie Kazimierza Kaczora z tych kultowych postaci to na pewno zapisał się w Waszej pamięci jako Zygmunt Kotek z serialu "Alternatywy 4" albo Marek Złotopolski z serialu "Złotopolscy". Jednak Kazimierz Kaczor to nie tylko wybitny aktor, ale również bardzo ciepły i uroczy człowiek.

Urodził się w Krakowie 9 lutego 1941 roku. Pierwsze wspomnienie? Przyjście Niemców po ojca, miał trzy lata. Na szczęście wojna obeszła się z nim bezboleśnie dzięki czemu mógł dorastać w pełnym ciepła i miłości domu. Nikt nie spodziewał się, że zostanie aktorem. Po dwukrotnym odrzuceniu do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie postanowił poszukać pracy i tak oto został lalkarzem w Teatrze Groteska. Pierwszą rolę - Męczeństwo Piotra Oheya - pamięta jakby to było wczoraj. Gdy otrzymał dyplom z aktorstwa dramatycznego, świat otworzył przed nim swoje drzwi. Najpierw angaż w Teatrze Starym, później we Współczesnym i w końcu w Teatrze Powszechnym w którym gra do dziś. Jednak cały czas szukał roli dzięki której zyskałby uznanie. I tak oto w 1976 roku Telewizja Polska wyemitowała "Polskie Drogi", a Kazimierz Kaczor stał się Leonem Kurasiem.

"Kazimierz Kaczor. Nie tylko polskie drogi" to wywiad rzeka, który przybliża nam sylwetkę aktora. Artysta wspomina i oddaje refleksji różne kreacje takie jak Jan Serce czy Leon Kuraś, które wpłynęły na jego życie. Jednak książka jest obfita nie tylko w część artystyczną życia pana Kazimierza, ale również w tę część prywatną, która pokazuje jakim jest człowiekiem. Jego największą pasją jest żeglarstwo. O rejsach z Tonym Halikiem, żoną Bożeną Michalską i Elżbietą Dzikowską mógłby rozmawiać godzinami. Z identycznym zapałem mówi o swojej działalności w szeregach "Solidarności" i Kabarecie pod Egidą. Swoją szczerością i otwartością zaskarbia sobie sympatię czytelników. Jest niezwykle ciepłym i miłym człowiekiem. Odważnym, rozsądnym i uczciwym. Oprócz tego jest przystojny i czarujący. Nie dziwię się, że niejedna kobieta marzyła o swoim Janie Serce...

W rozmowie z Pawłem Piotrowiczem aktor z humorem i refleksją opowiada o swoich przyjaźniach, miłościach, sukcesach i rozczarowaniach. O podróży na Karaiby, wrażeniu jakie zrobiły na nim Stany Zjednoczone, zachwycie komputerem i ciekawej działaności opozycyjnej. Nie unika tematu o słynnej aferze wokół ZASP-u. Wspaniały człowiek i niezwykły aktor. Wiele wydarzyło się w życiu 73-letniego aktora. Ta publikacja daje nam okazję poznać Kazimierza Kaczora zza kulis. Zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę lekturę. Gwarantuję spędzenie czasu w miłym towarzystwie.

Za możliwość przeczytania dziękuję:

Czytaj dalej

Nina Reichter "Ostatnia spowiedź tom II"

Tytuł: "Ostatnia spowiedź tom II"
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 370
Moja ocena: 4/6

Po przeczytaniu pierwszej części, która w jakiś sposób mnie zaciekawiła, postanowiłam sięgnąć po kolejny tom słynnej "Ostatniej spowiedzi". Byłam ciekawa jak potoczyły się dalsze losy Bradina i Ally i jakie nowe zakręty życiowe przygotowała im autorka.

Wydawać by się mogło, że życie Ally i Bradina w końcu wyszło na prostą. Niestety, chłopak zostaje postrzelony podczas koncertu. Na dodatek uważa, że Ally ma romans z jego starszym bratem Tomem. Szczęście dziewczyny legło w gruzach. Postanawia po raz kolejny uciec z życia Bradina. Jednak czy można uciec z życia osoby bez której nie można żyć? Czy Bradin wybaczy Ally i zechce jej wysłuchać? Czy to prawda, że Ally miała romans z Tomem? Czy miłość zwycięży?

Po raz kolejny wpadłam w wir "Ostatniej spowiedzi". Książki, która nie ma w sobie nic nadzwyczajnego, a jednak jakimś dziwnym sposobem sprawiła, że chłonęłam ją bardzo szybko. Po raz kolejny postać Ally strasznie działała mi na nerwy, zaś Toma intrygowała. Oprócz tego strasznie irytowała mnie relacja Ally i Bradina - "dobrze, źle, dobrze, źle" i tak w kółko. Męczą mnie takie sytuacje, a już szczególnie gdy są tak infantylne. Jednak coś sprawia, że ta książka przyciąga - nadal nie wiem co. Niemniej jednak jest to dobra książka dla nastolatków lub osób, które lubią historie miłosne. Język autorki jest plastyczny i prosty w zrozumieniu. Książkę czyta się szybko i nawet z małym dreszczykiem emocji 'co będzie dalej?'.

"Ostatnia spowiedź tom II" to dobra kontynuacja, która nie zawiedzie miłośników pierwszej części. Jednak tym, którzy szukają w książce bardziej dojrzalszej historii miłosnej radzę szukać czegoś innego. Mimo wszystko, polecam.
Czytaj dalej

Promocja! :)

Nie wiem jak Wy, ale ja ostatnio nie mogę przestać kupować książek...Niedługo będę jadła tynk ze ściany :D No, ale żeby było ciekawiej TANIAKSIAZKA  postanowiła pokusić niejednego mola książkowego i zrobić promocję, a słowo promocja działa na mnie jak magnes. Więc żeby nie przedłużać, wrzucam linka i sami sprawdźcie co fajnego można nabyć :)


Wszystkim, którzy mają aktualnie ferie życzę miłego wypoczynku. A sobie i innym studentom wytrwania w sesji! Trzeba to zaliczyć, choć najchętniej zakopałabym się pod kołdrę z książką lub ulubionym serialem...Do szybkiego przeczytania! :)

Czytaj dalej

Nina Reichter "Ostatnia spowiedź tom I"

Tytuł: "Ostatnia spowiedź tom I"
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 380
Moja ocena: 4/6

O książce Niny Reichter było dosyć głośno w blogosferze. Co rusz czytelnik trafiał na recenzje i zastanawiał się "co jest takiego w tej książce?". Wprawdzie szał minął, ale ja nadal byłam ciekawa i swoją ciekawość chciałam zaspokoić. Niespodziewanie nadarzyła się okazja i tak oto przeczytałam tę słynną "Ostatnią spowiedź".

Bradin to rockman, który swoją delikatną urodą i czarnymi do ramion włosami rozkochał dziewczyny w całej Europie. Ally to amerykanka, która tkwi w związku zaaranżowanym przez matkę i wcale nie jest z tego zadowolona. Ich losy krzyżują się na lotnisku, gdzie oboje zostali zmuszeni do przenocowania w oczekiwaniu na samolot. Gdy Bradin podchodzi do Ally i zdaje sobie sprawę, że dziewczyna nie ma zielonego pojęcia kim jest, zaczyna rozmowę, która trwa do rana. Wydawać by się mogło, że historia krótkiej znajomości zakończy się wraz z odlotem samolotu. Jednak uczucie, które powstało podczas kilkugodzinnej rozmowy, sprawi, że ich losy skrzyżują się ponownie nie raz.

Książka wciąga od pierwszych stron, a już uszczególniając - bohaterowie. Są barwni i oryginalni. Każdy z nich przedstawia różne typy osobowości. Oczywiście jedni przypadną nam bardziej do gustu, drudzy mniej i tak oto znienawidziłam Ally. Dziewczyna jest strasznie irytująca i zachowuje się jak małe dziecko posłuszne swoim rodzicom. Cały czas płacze, ucieka i chowa się w swoją skorupę. Za to Bradin, Tom i Lily to zdecydowanie jedni z bardziej pozytywnych charakterów. Łagodzili moje doznania z Ally. Jeżeli chodzi o fabułę to jest dość oklepana. Szczerze mówiąc ta książka nie powinna mnie niczym zachwycić, a jednak to zrobiła. Wprawdzie nie przepadam za taką miłością, ale to właśnie ona zatrzymała mnie przy tej historii. Mimo iż jest infantylna to w jakiś sposób urocza i bardzo realistyczna...w małych dawkach. Oprócz tego podobały mi się wątki z Tomem i całym zespołem. Pozwoliły one trochę "odetchnąć" od miłosnych rozterek głównych bohaterów.
Jeżeli chodzi o język książki to jest on prosty i lekki w czytaniu. Wertowałam książkę z prędkością światła, choć była przewidywalna i momentami nudna.

"Ostatnia spowiedź" to typowa książka dla nastolatek, które uwielbiają czytać o miłości, trójkątach i rozterkach. Ci, którzy wolą poważniejszą bądź dojrzalszą powieść zachęcam do szukania innych książek. A jeżeli sami chcecie się przekonać co takiego kryje w sobie ta powieść, to droga wolna.
Czytaj dalej

Zapraszam do konkursu! :)

Chciałabym Was zachęcić do wzięcia udziału w konkursie portalu taniaksiazka.pl. Wszystkie informacje jak i sam udział możecie wziąć pod tym linkiem:



Serdecznie zachęcam! :)
Czytaj dalej

Czas na Biblię

www.czasnabiblie.pl

"Czas na Biblię" to odpowiedź na słowa Jana Pawła II wzywające do rodzinnego czytania Pisma Świętego.

"Czas na Biblię" jest inicjatywą społeczną. Obejmuje różne środowiska, by łączyć wokół Pisma Świętego ludzi, którym bliski jest błogosławiony Jan Paweł II, a już wkrótce święty: 27 kwietnia 2014 roku w Rzymie odbędzie się bowiem kanonizacja papieży Jana XXIII i Jana Pawła II.

Rodzinne czytanie Słowa Bożego wraz z komentarzami błogosławionego Papieża to najlepszy sposób na przygotowanie się do tego wielkiego katolickiego święta, jakim będzie wyniesienie na ołtarze Polskiego Papieża. Co więcej, będzie to wypełnienie jego życzenia i przyjęcie błogosławieństwa, którego udzielił na dwa tygodnie przed swoją śmiercią:

Z serca błogosławię rodzinom, które wspólnie czytają Słowo Boże
Jan Paweł II, 19 marca 2005r.
Czytaj dalej