Susan Ee "Angelfall. Penryn i Świat Po"

Tytuł: "Angelfall. Penryn i Świat Po"
Autor: Susan Ee
Tytuł oryginału: "World After"
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5+/6

Postapokaliptyczna wizja świata Susan Ee oczarowała mnie w sposób, który do tej pory trudno mi zrozumieć. "Angelfall" pochłonęłam z prędkością jaką Usain Bolt pokonuje sto metrów. Jednak powieść zostawiła po sobie niedosyt, mnóstwo pytań i ogromną ochotę na kolejną część. Gdy trafiła do moich rąk od razu zabrałam się za czytanie.

Penryn wraz z rodziną i ocalałymi transportowana jest do kryjówki ruchu oporu. Gdy ustąpił paraliż spowodowany ugryzieniem potwora, reszta społeczności omija dziewczynę i jej rodzinę szerokim łukiem. Na domiar złego, po pewnym incydencie Paige postanawia uciec. Penryn po raz kolejny zostaje zmuszona ruszyć za siostrą. Na jej drodze ponownie stanie Raffe, który próbuje odzyskać swoje skrzydła. Jednak szalona matka, wrogość ludzi i skutki eksperymentu na Pagie to nie jedyne problemy z którymi będzie musiała się zmierzyć dziewczyna.

-Wy ludzie, jesteście tak kruchymi istotami. (...) Niby wszystko jest w porządku, ale w każdej chwili możecie bezpowrotnie odejść.

Historia rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie w którym zakończyła się w "Angelfall". Ten zabieg już od początku podkręca tempo powieści, dzięki czemu czytelnik od razu zostaje rzucony na głęboką wodę. Jednak Susan Ee potrafi stopniować napięcie i sprawia, że ciekawość zawsze jest na poziomie maksymalnym. Czytelnik ponownie wkracza w świat brutalnej walki o życie. Tu już nie chodzi tylko o walkę z wrogiem, ale również o walkę z uprzedzeniami i głodem. W świecie Po, ocaleni są w stanie sprzymierzyć się z aniołami by przeżyć. Na szczęście znajduje się garstka ludzi, która pomaga bohaterom w walce z wrogiem.

Fabuła powieści jest genialna. Widać, że autorka ma masę pomysłów, które skrupulatnie wykorzystuje. Świetnie gra na emocjach czytelników przysparzając ich nie raz o zawał serca, salwy śmiechu lub potoki łez. Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałam na kontynuację "Angelfall", a już szczególnie na wątek miłosny Penryn i Raffe. Jednak jak się okazuje nawet im Susan Ee rzuca kłody pod nogi. Po raz kolejny zostałam bestialsko zostawiona z masą pytań kłębiących się w mojej głowie i ciekawością, która zżera mnie od środka. Autorka mnie wykończy.

"Penryn i świat Po" to świetna kontynuacja, która nie zawiedzie czytelników. Susan Ee po raz kolejny stanęła na wysokości zadania (o ile jeszcze bardziej nie podniosła sobie poprzeczki) serwując nam powieść w której się zatopimy. Słowa nie oddadzą tego co się dzieje z czytelnikiem po skończeniu książki, zatem gorąco Was zachęcam do przeczytania.
Czytaj dalej

Jerzy Stuhr "Tak sobie myślę..."

Tytuł: "Tak sobie myślę..."
Autor: Jerzy Stuhr
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5/6

...nie można z pychą mówić: mam szczęście! Nic mi nie będzie! Ej...a może do wczoraj je miałeś?A już dzisiaj go nie masz? Skąd to wiesz? I za każdy dzień tego szczęścia trzeba podziękować. Bo życie to jest takie pole minowe. Przeszedłeś kawałek? To podziękuj. I zrób następny krok. Jeden. Nie puszczaj się biegiem - jeden krok. To jest wiara.

Życie lubi z nami igrać. Zaskakuje nas w najmniej oczekiwanych momentach przynosząc ogrom szczęścia albo hektolitry wylanych łez i bólu. Ludzie różnie reagują. Jedni płaczą, drudzy się śmieją, a trzeci... piszą dziennik. I właśnie taką osobą jest Jerzy Stuhr, który postanowił przelać swoje myśli na papier.

Gdy w 2011 roku poczuł się źle, myślał, że to z przemęczenia. Niestety wyniki badań były jednoznaczne - nowotwór. Rokowania nie były najlepsze - pare miesięcy życia. Jednak postanowił walczyć z chorobą, a swoje myśli zapisać w dzienniku. Początkowo zapiski miały być tylko dla rodziny, jednak usilne przekonywania pracowników Wydawnictwa Literackiego sprawiły, że książka ujrzała światło dzienne.

Zaczynając czytać "Tak sobie myślę..." byłam pewna, że książka będzie o chorobie. Jednak zostałam bardzo mile zaskoczona. Jerzy Stuhr wiadomość o nowotworze przyjął z pokorą i postanowił walczyć. Zmienił swoją postawę - z aktywnego społecznie mężczyzny na obserwatora życia. Dzięki zmianie punktu widzenia mamy okazję poznać zdanie aktora na różne tematy, a jest ich wiele. Wspomina o teatrze, znajomych, swojej karierze i o chorobie, a raczej o samym pobycie w szpitalu i leczeniu. Czytelnik ma okazję zajrzeć w duszę i serce Stuhra, a taka okazja nie zdarza się codziennie. W walce z chorobą wspiera go rodzina. Jednym z głównych celów aktora jest pragnienie wzięcia w ramiona dziecka, którego oczekuje jego córka. Jak się okazuje cel został zrealizowany, a Jerzy Stuhr może cieszyć się z bycia dziadkiem. Bardzo wzruszające było zdjęcie na ostatniej stronie książki przedstawiające aktora z maleństwem. Jednakże inne fotografie również były bardzo ciekawe i wzbogacały całość dziennika.

"Tak sobie myślę..." to książka pełna nadziei, spokoju i siły. Jerzy Stuhr to nie tylko aktor, ale również inteligenty i "życiowy" mężczyzna. Z wielką przyjemnością czyta się jego zapiski, które niejednej osobie dodały siły w walce z przeciwnościami losu. Panu Jerzemu życzę dużo zdrowia i siły, a Wam drodzy czytelnicy przyjemnej lektury.
Czytaj dalej