Wyścig śmierci

Udostępnij ten post

Minęło już pięć lat od poznania Maggie Stiefvater i cztery lata, od kiedy poluję na Wyścig śmierci. To zabawne, jak z niektórymi książkami jest nam nie po drodze. Im bardziej chcemy je przeczytać, tym bardziej nam się wymykają. Tak więc, przyszło mi czekać cztery długie lata na to, by przeczytać książkę w dwa dni. Kolejna, absurdalnie śmieszna sprawa z czasem. Jednak w końcu mi się udało. Warto było mijać się te cztery lata, by przypomnieć sobie, że tęsknota za twórczością autorki nie była bezpodstawna.

Na niewielkiej wyspie Thisby, aż tętni od wiadomości, iż w corocznym Wyścigu Skorpiona weźmie udział kobieta. Wyścigu, w którym można zdobyć sławę i pieniądze lub zginąć. Jeźdźcy na swoich wodnych koniach - pięknych aczkolwiek śmiertelnie niebezpiecznych - muszą zrobić wszystko by dotrzeć do mety. Puck jest pierwszą kobietą, która bierze udział w wyścigu mimo sprzeciwu mieszkańców wyspy. Sean, czterokrotny zwycięzca, po raz kolejny stanie do walki o zwycięstwo. On ściga się żeby wygrać, ona żeby przetrwać.


Ci, którzy nie mieli jeszcze okazji poznać twórczości autorki, nie są w stanie wyobrazić sobie jak bardzo tęskniłam za tą "nostalgiczną" atmosferą, która towarzyszy powieścią Stiefvater. To jak zjedzenie smakołyka, którego nie jadło się od wielu lat. Dopiero po skonsumowaniu, zdajemy sobie sprawę jak bardzo nam tego brakowało. Autorka oczarowała mnie po raz kolejny swoją wyobraźnią, sposobem myślenia i co najważniejsze kreatywnością. Ogromnie podoba mi się jej sposób wykorzystania legend tudzież mitów, czerpania tego, co się chce i modyfikowania wedle swoich potrzeb. To sprawia, że jej historie, mimo iż w jakimś stopniu powiązane ze znanymi bądź nie opowieściami, nabierają charakteru typowego dla autorki. Tak było w wypadku Drżenia i stało się z Wyścigiem śmierci.
Stiefvater po raz kolejny serwuje nam paletę, różnorodnych i barwnych postaci. Bardzo polubiłam Puck, która jest niesztampowa, odważna, momentami pyskata i niezwykle dojrzała. Jest to bez wątpienia dziewczyna z pazurem, historią i dużą odpowiedzialnością noszoną na barkach. Zaś Sean idealnie odgrywa rolę mężczyzny, za którym niejedna czytelniczka poszłaby w ogień. Wprawdzie nie jest to książę na białym koniu, bardziej dziwak na niebezpiecznym each uisce, lecz nadal jest niezwykle pociągający. Jego charakter jest złożony, a uczucia, które w sobie skrywa wyjątkowo magnetyczne. Oczywiście reszta bohaterów jest równie niezwykle ciekawa i momentami tajemnicza. Byłam i nadal jestem strasznie ciekawa dalszych losów niektórych bohaterów.

Mama mówiła, że pewne rzeczy nie dzieją się bez powodu, że czasami przeszkody są po to, żeby powstrzymać nas przed popełnianiem głupstw. Często mi to powtarzała. Ale kiedy powiedziała to samo Gabe'owi, tata wytłumaczył mu, że czasami to po prostu znak, że trzeba się bardziej postarać.

Tak jak wspominałam, charakterystyczną cechą powieści Stiefvater jest ich nostalgia. Mimo iż akcja rozwija się z każdą przerzuconą stroną i wydawać by się mogło, iż jedyne, co będzie siedziało w głowie czytelnika to odwieczne pytanie: "co dalej?!", to w tym przypadku dochodzą do tego jeszcze inne odczucia. Każda przeczytana dotąd przeze mnie powieść autorki ma swoją aurę tajemniczości i nostalgii. Zawsze wyobrażam to sobie jak jakąś mgłę, niewidzialną otoczkę, która otula całe dzieło i jest jego kwintesencją. Kiedyś przypisywałam to historii bohaterów z różnych książek pisarki, teraz po prostu uważam, że to jest jak niewidzialny podpis, który wieńczy twórczość.

Niemniej jednak jestem oczarowana i ciągle zakochana w stylu Maggie Stiefvater i z czystym sercem mogę polecić tę książkę każdemu, kto lubi niestereotypowe powieści. Ja nadal z wielką przyjemnością będę szukała, a następnie wnikała do świata twórczyni. Was również zachęcam i życzę niezapomnianych wrażeń.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz