Przynajmniej raz w życiu (a wierzę, że tych razy jest więcej) nachodzi człowieka myśl, że chciałby o czymś zapomnieć. Najczęściej dotyczy to bolesnych emocji czy sytuacji z którymi nie chce sobie poradzić. Najłatwiej byłoby zapomnieć. Wymazać z pamięci osoby/sytuacje, emocje z nimi związane, ból, wstyd, zażenowanie, niemoc, bezradność czy strach. Zapomnieć o czymś, co tkwi jak drzazga w oku i nie daje spokoju. Niepamięć przyniosłaby ukojenie, ulgę, zrzuciła ciężar z serca... ale czy na pewno? Czy zapomnienie jest wyjściem z sytuacji? Czy pozbawienie siebie nawet tych przykrych i bolesnych wspomnień czyni nas lepszymi, lżejszymi? A co jeśli te wspomnienia z perspektywy czasu okażą się czymś pozytywnym? Co jeśli na nich zbudujemy swoje fundamenty, odnajdziemy siłę? Co jeśli to lekcja, której nie odrobimy i świadomie pozbawimy siebie możliwości budowania się jako świadomego człowieka z całym jego bagażem? Niepamięć stanie się przekleństwem.