Instytut

Udostępnij ten post

Mam dużą słabość do Żulczyka, od momentu przeczytania Ślepnąc od świateł. Jego debiutancka książka Zrób mi jakąś krzywdę, która dla mnie również była debiutem pod względem poznania twórczości, podobała mi się, ale nie zachwycała tak mocno. Tak więc gdy już doznałam tej zniewalającej z nóg słabości, ruszyłam z impetem na pozostałe książki autora. Musze przyznać, że to było jedno z największych doznań i zaskoczeń książkowych, jakie przydarzyły mi się od dłuższego czasu. Żulczyk mnie po prostu rozłożył na łopatki i było to bardzo przyjemne. Więc gdy usłyszałam, że Instytut zostaje wznowiony ponownie z poprawkami od pisarza, to od razu poleciałam do sklepu i kupiłam egzemplarz dla siebie. Pierwotnej wersji nie czytałam, ale wznowienie...petarda.

Agnieszka mieszka w Instytucie wraz ze swoimi znajomymi. Wieczorami pracuje za barem, a w ciągu dnia, jako charakteryzatorka. Wiedzie z pozoru normalne życie, gdyby nie fakt, że pewnego dnia wraz ze współlokatorami, zostaje zamknięta w mieszkaniu. Nie wie, kim są Oni, którzy ich zamknęli. Nie wie, czego chcą, po co to robią i dlaczego właśnie ich obrali, jako swój cel. Jedyne co wie, to fakt, że nie wypuszczą ich tak łatwo. Nie mają dostępu do telefonu, internetu, sąsiedzi wyparowali, a świat za oknem zamarł. Z godziny na godzinę rośnie panika, współlokatorzy zaczynają wariować, a ludzie ginąć. Światło dzienne ujrzą tajemnice z przeszłości, a życie Agnieszki zmieni się na zawsze.


Czytałam opinie o pierwszej wersji Instytutu i nie były jakoś specjalnie emocjonujące. Szczerze mówiąc, gdybym nie znała Żulczyka wcześniej, a sugerowała się opiniami innych ludzi, raczej nie sięgnęłabym po tę książkę. Jednak tym razem było inaczej. Wydanie drugie, poprawione jest po prostu niesamowite. Wprawdzie nie mam porównania z pierwszym, ale na temat drugiego mam same pozytywne odczucia. Od samego początku byłam zachwycona pomysłem na fabułę powieści i kompletnie się na niej nie zawiodłam. Ta książka jest tajemnicza, nieprzewidywalna, refleksyjna i - co najważniejsze - pełna napięcia. Czytałam ją z zapartym tchem i wręcz nie mogłam się od niej oderwać. Musiałam przeczytać ją od razu, a uwierzcie mi, jest o czym czytać.
Główna bohaterka Agnieszka, jest osobą, która może wzbudzać bardzo dużo uczuć w czytelniku. Jest odważna, czasami lekkomyślna, mądra i jest jedną z tych osób charakterem, o których się nie zapomina. Jednak sytuacja, w której się znajduje, zaczyna ją łamać, pokazywać jej wrażliwą, kobiecą stronę. Podobnie jest z pozostałymi postaciami. Każda z nich jest wyrazista, moglibyśmy je przypisać do różnych typów subkultur. Lecz w obliczu zamknięcia, wszyscy zaczynają odkrywać w sobie nieznane wcześniej przestrzenie, co w sumie jest paradoksem. To zabawne, że w otaczającym nas świecie, który oferuje nam tak wiele doznań, jesteśmy zamkniętą księgą, niedostępną dla nikogo. Zaś w sytuacji wyizolowania, otwieramy się jak kwiaty na wiosnę. Jednak to pokazuje, że tylko gdy jesteśmy przyparci do muru, odkrywamy granice swoje człowieczeństwa.

Po raz kolejny zachwycam się Żulczykiem. Ten mężczyzna ma niebywały talent przekonywania do siebie ludzi za pomocą swoich książek. Ja już dawno kupiłam Żulczyka i lecę za nim w ciemno. Uważam, że trzeba mieć niesamowity dar, by ludzie ufali twojej osobie, twórczości tylko za sprawą pióra. Tak więc, zostawiam Was ze słowami, które wyrażają wszystko.

* zdjęcie zaczerpnięte z profilu autora na facebooku

2 komentarze :

  1. Miałam możliwość jej przeczytania, ale przeraziłam się tego, że będzie dla mnie za mocna. Nic straconego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mocna pod względem psychologicznym. Moim zdaniem dużo tracisz ;)

      Usuń